Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

Dwa dni na Kijowskim Majdanie — Nie potrzeba nam niczego poza bezpieczeństwem, sprawiedliwością i zaufaniem

O tych trzech potrzebach posłyszałem 8 czerwca 2014 roku podczas pierwszej rozmowy z grupą aktywistów Majdanu:

  • potrzebujemy bezpieczeństwa dla naszych granic i naszej suwerenności,
  • potrzebujemy sprawiedliwości, o którą dbałyby niezawisłe sądy i nieprzekupna policja,
  • potrzebujemy zaufania, bo bez tego nie można zbudować skutecznej gospodarki.

Gdyby obywatele Ukrainy oraz ukraińska emigracja darzyli zaufaniem nasze banków — mówił mój rozmówca — to przenieśliby swoje wkłady pieniężne z banków zagranicznych do naszych. Szacuje się, że jest to około 300 mld dolarów amerykańskich. Ponieważ banki są w stanie wygenerować kredyty w wysokości około dwudziestokrotności depozytów, byłyby to wystarczające zasoby do postawienia na nogi naszej gospodarki. Poza tymi trzema potrzebami mamy wszystko co może posłużyć do zbudowania dostatniego kraju: ludzi, urodzajne ziemie, surowca naturalne, blisko położony największy rynek świata.

Na razie jednak Majdan wciąż żyje. Choć już nie walczy, nadal zamierza kontrolować polityków. Będziemy ich zapraszać na Majdan i zadawać trudne pytania. A kto nie przyjdzie, po tego pójdziemy sami i ten będzie politycznie skończony — kontynuuje mój rozmówca.

Na Majdan pojechałem za namową Zbyszka Bujaka, a pojechałem razem z Jarkiem Chołodeckim, byłym zastępcą szefa podziemnej Solidarności regionu śląskiego. Ja spędziłem tam dwa dni, Jarek — trzy. Chodziliśmy po Majdanie, zaglądali do wciąż zamieszkałych namiotów i „chutorów” zbudowanych z opon, kostek brukowych, blaszanych beczek i wszelkich innych pozostałości po wznoszonych barykadach.

A barykady wciąż stoją. Oglądaliśmy tę największą, będącą w czasach walk pod obstrzałem snajperów rozmieszczonych na dachu hotelu Ukraina. Składa się z dwóch zapór. Pierwsza, wysokości około 2 metrów, to pryzma kostek brukowych rozciągająca się na całą kilkudziesięciometrową szerokość ulicy. Chroniła bojowników Majdanu przed kulami, ale dla czołgów była łatwa do pokonania. Przed nią więc, w odległości około 20 metrów w stronę skąd nacierał Workut, barykada z opon. Jak się okazuje, czołg, który wjedzie na taką barykadę osiada na brzuchu i staje się całkowicie niemanewrowalny. Ani w przód, ani w tył. A na dodatek, te opony płoną, a bojownicy posługując się prymitywnymi wyrzutniami miotają na nie koktajle Mołotowa. Taka wyrzutnia, to rura kanalizacyjna z podłączonym do niej zbiornikiem ze sprężonym powietrzem. Wystarczy otworzyć zawór, a butelka z benzyną, w którą zatknięto płonącą szmatę, leci w kierunku czołgu.

Wbrew temu co nam się często wydaje, Majdan to nie jedynie Plac Wolności, to również odchodzące od niego ulice pocięte barykadami i zastawione namiotami nieraz na całej długości. Jest tak na przykład na głównej ulicy Kijowa — Chreszczatiku. Tam na długości ponad kilometra ciągnie się rząd namiotów i powstańczych siedlisk. A tuż obok kamiennej barykady nietknięty butik Zary.

Sąsiedztwo barykad z nienaruszonymi butikami i bankami, a także ze szkołą muzyczną w pięknych historycznym budynku, jest dla Majdanu cechą charakterystyczną odróżniającą go od wszystkich innych rewolucji w historii świata. Te przybytki normalności, a nierzadko też i luksusu, nie tylko nie były rabowane i niszczone, ale nawet nie wykorzystywano ich jako miejsc schronienia dla bojowników. Luksusowa galeria handlowa pod Majdanem spokojnie funkcjonowała podczas walk, choć wejście do niej położone było w odległości kilku metrów od płonących barykad. Być może był jakiś układ z finansującymi Majdan przedsiębiorcami, a może też zwykłe poczucie odpowiedzialności bojowników Majdanu.

Zresztą porządek i dyscyplina na Majdanie nie były jedynie spontaniczne. W okresie walk doskonale zorganizowane paramilitarne służby porządkowe liczyły około 16 tysięcy młodych mężczyzn i kobiet. Pogrupowane w tradycyjne sotnie prowadziły całodobowe dyżury na Majdanie po 600 osób na każdej z trzech zmian. Gdy tituszki (kryminaliści wykorzystywani przez Workut jako prowokatorzy) wybili szybę w sklepie, natychmiast ustawiono tam straż Majdanu, by zapobiec grabieży. Dziś nie jest ich już tak wielu, ale nawet w niedzielę, kiedy odwiedzam Majdan, jest ich pewnie nadal około setki.

Rozmawialiśmy z dwoma młodymi chłopcami ubranymi w panterki i dumnie noszącymi na ramionach znak Trzeciej Sotni. Pytaliśmy ich o plany życiowe. Jeden z nich, mieszkaniec Krymu, nie ma do czego wracać. Drugi też nie ma szczególnego pomysłu na życie po Majdanie. Próbował się zaciągnąć do oddziałów wojskowych wysyłanych do walk na wschodzie, ale go nie przyjęli, bo nie ma za sobą szkolenia wojskowego, a tam na szkolenie rekrutów nie było czasu. Więc trwa na Majdanie i zasila szeregi tych, którzy chcą „patrzeć politykom na ręce”.

Jakiś czas temu przeprowadzono na Majdanie badanie dotyczące doraźnych potrzeb jego „mieszkańców”. Okazuje się, że dla 40 proc. najważniejsza jest pomoc lekarska. Są to ludzie, którzy zostali poranieni, niekiedy bardzo poważnie, np. urwane obie ręce, lub też zatruci gazami, którymi posługiwał się Workut. Dalsze 20 proc. nie ma domu, do którego mogliby wrócić, a kolejna grupa nie ma pomysłu na dalsze życie.

Natalij Kliczko próbując zniechęcić ludzi do pozostawania na Majdanie doprowadził do likwidacji sceny-trybuny. Jednakże uprzedzeni o tym aktywiści zebrali w ciągu dwóch dni 230 tys. dolarów i w nocy postawili nową scenę z dużym plazmowym ekranem. Tej nam już nikt nie zbierze — mówią. Gdy pytam, jakim sposobem zebrali tyle pieniędzy w dwa dni, odpowiadają, że obdzwonili popierających Majdan przedsiębiorców, a ci zorganizowali błyskawiczną zrzutkę do kapelusza. Nie trzeba też było ich długo szukać. Wystarczyło siedmiu sponsorów. Jak widać ukraiński biznes jest nadal gotowy finansować rewolucję, choć już nie bezwarunkowo. Pieniądze na konkretne akcje dają się znaleźć, ale na życie codzienne już nie do końca. Wszędzie więc stoją przezroczyste pojemniki-skarbonki, do których ludzie wrzucają datki. Mimo to, gdy zaglądamy do polowej kuchni z pytaniem, czy można coś kupić do jedzenia, odpowiadają nam „nic nie mamy, my sami głodni”. Ale też, rzecz charakterystyczna, tych skarbonek nikt nie pilnuje. Nie do pomyślenia jest, aby ktoś przywłaszczył sobie pieniądze rewolucji.

Majdan nadal przepełnia wielki etos, ale też i żal do dzisiejszych polityków. Prezydent Poroszenko, który obiecał przyjść na Majdan po zaprzysiężeniu, zrezygnował z tej wizyty. Również nie wszyscy kombatanci Majdanu, których należało uhonorować, zostali na zaprzysiężenie zaproszeni. Młody bojownik z Kołomyi opowiada, że był na Majdanie od początku. Razem z lekarzem z grupy sanitarnej znosił z barykady człowieka, któremu oberwało obie ręce. Ten lekarz, który ofiarnie działał przez wiele miesięcy, został pominięty. A inny, mniej zasłużony — zaproszony. To niesprawiedliwe, mówi nasz rozmówca. Ludzie czują się rozgoryczeni.

Wieczorem odwiedzamy Ksenię, która zaprasza nas na kolację. To bardzo dzielna kobieta. W swoim dość dużym domu o dobre pół godziny samochodem od Majdanu urządziła szpital. Dziś znów jest to dom mieszkalny. Siedzimy w ogrodzie przy naprędce sporządzonym posiłku, ukraińskim winie i koniaku i rozmawiamy o przyszłości Ukrainy. Później schodzi na "Ogniem i Mieczem" i Daniela Olbrychskiego. Mówię, że go znam i jesteśmy zaprzyjaźnieni. Moja akcje rosną o sto procent, a gdy okazuje się, że znam też Beatę Tyszkiewicz, to już mi prawie nie wierzą. Wysyłam więc do Beaty SMS i dostaję odpowiedź na potwierdzenie wiarygodności moich słów. Na tym kończy się pierwszy dzień na Majdanie.

Drugi jest poświęcony głównemu celowi mojego pobytu w Kijowie, a mianowicie projektowi szkoły biznesu w ramach mającego powstać Otwartego Uniwersytetu. Nie mają to być jednak typowe studia MBA dla pracowników korporacji, ale szkolenia dla przyszłych właścicieli małych firm. Wszędzie na świecie firm mikro, małych i średnich jest ponad 99  proc. wszystkich przedsiębiorstw. W Ukrainie jest ich wciąż za mało, a bez  nich nie powstanie sprawna gospodarka i dostatnie państwo. Moja propozycja obejmuje włączenie do programu wiedzy o zarządzaniu kompleksową jakością (TQM). W hotelu, w którym mieszkamy prowadzę wykład na ten temat, na który przychodzi około setki osób. Jest nawet kilka z Charkowa. Jednak gdy po dwóch godzinach kończę wykład, na sali jest co najwyżej połowa słuchaczy. Reszta wyszła, bo przyszli sądząc, że dowiedzą się jak od jutra założyć własną firmę.

Po wykładzie idziemy na szybki obiad do pobliskiej tatarskiej restauracji. Siedzący naprzeciwko mnie student fizyki z Charkowa pije mleczny napój. Jest stuprocentowym abstynentem. To dziś dość powszechne wśród młodzieży — mówi.

A oto 10 zasad nowej Ukrainy, które przywiózł z Kijowa prof. Marek Kosewski również włączony w projekt budowy Otwartego Uniwersytetu:

My budujemy nową rozkwitającą Ukrainę

  1. Nie dawaj i nie bierz łapówek.
  2. Nie kradnij.
  3. Szanuj innych.
  4. Pomagaj.
  5. Utrzymuj czystość — wokół siebie, przy swoim budynku, w parku, nie śmieć na ulicy.
  6. Samo-organizuj się.
  7. Bierz odpowiedzialność.
  8. Nie lękaj się.
  9. Nie czekaj, ale jak widzisz, że coś nie jest w porządku, działaj.
  10. Poszerzaj swoje horyzonty.