Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

Jacek Santorski, Dobre życie, Jarosław Szulski @ Co Dom Wydawniczy; 2010

W miejsce typowej recenzji tej książki zamieszczam moją korespondencję z jej autorem.

Drogi Jacku,

Właśnie zakończyłem słuchanie Twojej znakomitej książki „Dobre życie” w wersji audio. Słuchałem jej wpierw w drodze samochodem z Puszczy Piskiej do Warszawy i z powrotem, a następnie podczas rowerowych podróży po tejże puszczy. Jak zwykle wyniosłem z Twojego przesłania wiele nowych myśli, a także okazje do przemyślenia raz jeszcze tego, co nie było mi już obce. Dziękuję Ci za „Dobre życie”, a w rewanżu przyjmij kilka moich (niekoniecznie poważnych) refleksji.

Temat wakacyjnych romansów przypomniał mi refren pewnego przedwojennego szlagieru, który w całości można wysłuchać na You Tube w znakomitym wykonaniu Hanny Banaszak:

Mam ochotę na chwileczkę zapomnienia,
Na miłosny czarujący Zwischenruf,
Który niczego nie narusza i nie zmienia,
Bez zobowiązań przysiąg wielkich słów…

Ja znam też inną w wersję dwóch ostatnich wierszy:

Który nic nie narusza i nie zmienia,
A po nim do rodzinki wracasz znów.

Gdy piszesz o treningu uważności zalecasz — zgodnie z regułą Zen, w którą też głęboko wierzę — zasadę „tu i teraz”. Jeżeli maszerujesz przez las, to nie ze słuchawkami na uszach, ale wsłuchując się w siebie. I tu zdałem sobie sprawę, że właśnie pedałuję na rowerze słuchając Twojej książki. Trochę zrobiło mi się głupio, ale pocieszyłem się konstatacją, że skoro Ty możesz słuchać w lesie Jacka Santorskiego, to dlaczego ja nie mógłbym robić tego samego.

Ponadto, na kursie szybkiego czytania dowiedziałem się, że nasz mózg „nudzi się”, gdy czytamy w tempie czytania na głos. Stąd często, gdy czytamy, to jednocześnie myślimy o czymś. I jedno drugiemu nie przeszkadza. Wiem, że to wbrew regułom Zen, ale to dla mnie bardzo efektywny sposób na czytanie (słuchanie) książek. Gdy tylko czytałem, miałem średnią 5-6 książek rocznie. Od kiedy zacząłem słuchać „przerabiam” 20-30 tytułów w tym samym czasie. A gdy mnie coś szczególnie zainteresuję, to później kupuję drukowaną wersję, aby łatwiej cytować ciekawe myśli. Twoją też kupię.

Słuchanie na rowerze wydłużyło też moje trasy z 20 km do 40 km. Bo ile można z sobą rozmawiać? Ale to oczywiście żart. Bardzo cenię zasadę „tu i teraz”, którą sam praktykowałem u mojego mistrza Raschi Daido Loro. Słucham więc w samochodzie i na rowerze. W pociągu już nie, bo tam można pracować. I tak dochodzimy do Twojej supozycji, że pierwszą klasą jeżdżą często/głównie snoby. No więc niech będzie, poddaję się, ale w pierwszej klasie pociągu mogę pracować znacznie bardziej efektywnie, niż w drugiej. Zwykle jest mniej ludzi i więcej z nich pracuje zamiast gadać. A i miejsce obok mojego bywa nierzadko wolne, więc mogą tam ulokować teczkę, która służy mi jako podręczny stolik.

W jednym z rozdziałów mówisz o teściowej żony. Otóż w zasadzie teściową ma tylko mąż, a żona ma świekrę. Ale kto dziś pamięta o świekrze?!

Gdzie indziej piszesz o stresie. Pierwsza książka, którą przeczytałem na ten temat to Managing Stress: The Challenge of Change, autorstwa Rogera Derek’a, profesora psychologii na uniwersytecie w York. Czyni on różnicę pomiędzy napięciem — który jego zdaniem jest naturalnym stanem obronnym — oraz stresem, który Derek określa jako stan uciążliwego powracania myślami do zdarzeń z przeszłości (np. śmierć drogiej osoby) lub z przyszłości (np. czekająca nas operacja). Ale wnioski i rady w sprawie walki ze stresem obaj formułujecie bardzo podobne.

Wielką zaletą Twojej audioksiążki jest Twój w niej głos. Niestety, gdy inicjatywę przejmuje lektor, przychodzi rozczarowanie. Ty mówisz, on czyta. Ty ważysz słowa i dajesz słuchaczowi czas na refleksję, od czyta tak szybko, że wielokrotnie miałem wrażenie, iż mój telefon przełączył się na szybszy tryb odtwarzania. Nieraz też przyłapałem się na uczuciu, że to, co czyta lektor, to już nie Twoje słowa. Czy myślałem kiedyś o tym, aby w całości nagrywać Twoje książki? Wiem, że to dużo pracy, ale z drugiej strony to tylko kilka do kilkunastu godzi.

A na sam koniec jedna uwaga językowa, której — mam nadzieję — nie weźmiesz mi za złe (czy powiedziałem to zgodnie z zasadami Gestalt?). Otóż Ty i Twój lektor — jak zresztą cała Polska — słowo „standard” wymawiacie z twardym „d” na końcu, podczas gdy prawidłowe jest użycie miękkiego dźwięku, a więc „t”. Piszemy „standard”, ale mówimy „standart”. To stanowisko wyraziła już dość dawno Rada Języka Polskiego.

Odpowiedź Jacka Santorskiego

Dziękuję Jacku, kilka lat za ten standarD oberwałem od Krzysztofa Zanussiego. Będę uważał. Kolejną książkę "Siła spokoju, którego nie ma", którą piszę z Jarkiem Szulskim — przeczytamy osobiście
j